Black Parade

czwartek, 26 października 2017

Od Rachel do Soula

Przez całe trzy dni chodziłam przybita jak decha do kibla, chciałam wszystkich dookoła zabić. DO tego zaczęły wokół mnie latać te cholerne czarne ogniki. Chętnie bym coś rozerwała. Chodziłam z słuchawkami w uszach, i przez cały czas słuchałam nightcore. Soula zaczynałam unikać, tak samo jak większości watahy. Chociaż.... ostatnimi czasy zaczynałam czuć zapach 2 nowych wilków. Jednego już widziałam, ale drugi... tego drugiego nie znałam. Po zapachu poznałam, że był to basior wieku szczenięcego. Zeszłam ze skały i poleciałam w stronę zapachu. Nie myliłam się.Po terenach błąkał się szaro-czarny szczeniak, gdy mnie zauważył, zaczął uciekać. Nie minęła sekunda, jak chwyciłam go za kark.
- PUSZCZAJ! - wrzasnął. Położyłam go na ziemi. Ten by zwiał, ale nadepnęłam na jego ogon i uśmiechnęłam się wrednie. Ogniki nadal koło mnie wirowały
- Bo co? - spytałam złośliwie. Szczeniak tylko posłał mi pogardliwe spojrzenie. - Idziemy do alphy. - mruknęłam zdecydowanie, twardo i beznamiętnie.
- CO? A... e.... czekaj! - szczeniak stawiał opory, lecz szybko go unieruchomiłam,  i zawlekłam do Meg.
- Masz tu tego... - nie dokończyłam zdania. Zamiast tego nie zbyt lekko puściłam szczeniaka na posadzkę i popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym ,, Radź se sam" Po czym wyszłam. gdy tak szłam, i szłam zaczęło robić się nieco ciemniej. A tak właściwie, to słońce zaczęło zachodzić. Jesienna woń już dawno unosiła się w powietrzu. Ułożyłam się na niskim kamieniu i patrzyłam na opadłe liście. Leżałabym tak w nieskończoność, ale usłyszałam chichot. Po chwili z krzewów wyłoniła się Nevra w towarzystwie Soula. Uszy przylgnęły do mojego ciała. Ogon wsadziłam bardziej w cień, i pozwoliłam, bym była niewidzialna. Ta dwójka rozmawiała,  i śmiała się w najlepsze. Wiecie, co się zmienia z goryczy? Zgadliście! Wściekłość. Płomyki zapaliły się jeszcze bardziej. Co z tego, że były niewidzialne. Jeszcze chwila, a kamień na którym siedziałam już dawno by się stopił. Na szczęście ta "zakochana" para sobie poszła. Ogień w moich żyłach się uspokoił. Wróciłam do jaskini, spakowałam do torby kilka sztyletów, bromu i czego tam jeszcze, po czym zapieczętowałam jaskinię, wzięłam ze sobą Cartera, który był chętny na jakiekolwiek podróże, zważywszy na to, że dawno mnie nie było, a on się nudził pilnując jaskini, i zaczęłam wędrówkę. Nie, nie po terenach watahy. Po świecie.

< Soul? Sorry ze długo nie odpisywałam, a jak już to nie doszłam do sedna sprawy, ale jakoś weny nie mam >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz