Przez całe trzy dni chodziłam przybita jak decha do kibla, chciałam wszystkich dookoła zabić. DO tego zaczęły wokół mnie latać te cholerne czarne ogniki. Chętnie bym coś rozerwała. Chodziłam z słuchawkami w uszach, i przez cały czas słuchałam nightcore. Soula zaczynałam unikać, tak samo jak większości watahy. Chociaż.... ostatnimi czasy zaczynałam czuć zapach 2 nowych wilków. Jednego już widziałam, ale drugi... tego drugiego nie znałam. Po zapachu poznałam, że był to basior wieku szczenięcego. Zeszłam ze skały i poleciałam w stronę zapachu. Nie myliłam się.Po terenach błąkał się szaro-czarny szczeniak, gdy mnie zauważył, zaczął uciekać. Nie minęła sekunda, jak chwyciłam go za kark.
- PUSZCZAJ! - wrzasnął. Położyłam go na ziemi. Ten by zwiał, ale nadepnęłam na jego ogon i uśmiechnęłam się wrednie. Ogniki nadal koło mnie wirowały
- Bo co? - spytałam złośliwie. Szczeniak tylko posłał mi pogardliwe spojrzenie. - Idziemy do alphy. - mruknęłam zdecydowanie, twardo i beznamiętnie.
- CO? A... e.... czekaj! - szczeniak stawiał opory, lecz szybko go unieruchomiłam, i zawlekłam do Meg.
- Masz tu tego... - nie dokończyłam zdania. Zamiast tego nie zbyt lekko puściłam szczeniaka na posadzkę i popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym ,, Radź se sam" Po czym wyszłam. gdy tak szłam, i szłam zaczęło robić się nieco ciemniej. A tak właściwie, to słońce zaczęło zachodzić. Jesienna woń już dawno unosiła się w powietrzu. Ułożyłam się na niskim kamieniu i patrzyłam na opadłe liście. Leżałabym tak w nieskończoność, ale usłyszałam chichot. Po chwili z krzewów wyłoniła się Nevra w towarzystwie Soula. Uszy przylgnęły do mojego ciała. Ogon wsadziłam bardziej w cień, i pozwoliłam, bym była niewidzialna. Ta dwójka rozmawiała, i śmiała się w najlepsze. Wiecie, co się zmienia z goryczy? Zgadliście! Wściekłość. Płomyki zapaliły się jeszcze bardziej. Co z tego, że były niewidzialne. Jeszcze chwila, a kamień na którym siedziałam już dawno by się stopił. Na szczęście ta "zakochana" para sobie poszła. Ogień w moich żyłach się uspokoił. Wróciłam do jaskini, spakowałam do torby kilka sztyletów, bromu i czego tam jeszcze, po czym zapieczętowałam jaskinię, wzięłam ze sobą Cartera, który był chętny na jakiekolwiek podróże, zważywszy na to, że dawno mnie nie było, a on się nudził pilnując jaskini, i zaczęłam wędrówkę. Nie, nie po terenach watahy. Po świecie.
< Soul? Sorry ze długo nie odpisywałam, a jak już to nie doszłam do sedna sprawy, ale jakoś weny nie mam >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz