Kayko pobiegł szukać Lilii. Megami natomiast poszła do siebie, aby poznać nowego szczeniaka. Dopiero gdy wszyscy się rozeszli. Zdałem sobie sprawę, że w watasze naprawdę ucichło. No i, że w końcu nadchodzi wiosna. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie zwracałem na to zbyt wielkiej uwagi. Postanowiłem więc skorzystać z okazji i trochę odpocząć. Chwyciłem więc małą za kark i ruszyłem w stronę swojej jaskini. Ametyst jednak już po chwili zaczęła strasznie się wiercić.
- Puść mnie! - Zażądała. - Mogę iść sama.
Bez słowa zrobiłem więc to, co chciała. Wcześniej nie miałem zbyt dużego kontaktu ze szczeniakami. Nie do końca wiedziałem więc jak postępować.
- To dokąd idziemy? - Zapytała wesoło samica, machając ogonem na lewo i prawo.
- Do domu. Nam wszystkim należy się trochę odpoczynku.
Waderze aż oczy zabłyszczały. Nie znałem powodu jej podekscytowania, postanowiłem to jednak zignorować. Ruszyłem w stronę swojej jaskini. Młoda wilczyca od razu zaczęła truchtać za mną. Co jakiś czas wyprzedzała mnie jednak tylko po to, aby obiec mnie wokół i znów iść za mną. Uznałem, że to jest jakiś jej sposób na rozładowanie energii. Z uśmiechem przywitałem swoją przytulną jaskinię. Mała oczywiście od razu zaczęła chodzić i wszystko oglądać. Nie zamierzałem jej powstrzymywać, w końcu to tylko szczeniak. Zdjąłem jednak z łapy pochwę, w której umieszczony był sztylet. Odłożyłem go na kamieniu i kategorycznie zabroniłem małej dotykania go. Ametyst, z lekkim kręceniem nosa, obiecała mi, że nie będzie go dotykać. Z ulgą położyłem się więc na legowisku. Prawie już zasnąłem, gdy poczułem jak mała wadera, kładzie się obok. Uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem:
- Dobranoc.
The End :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz