Nie za bardzo rozumiałam po co była ta przeprowadzka. Podobno chwilowa, a nawet nie widzieliśmy mieszkańców watahy. Dreptałam w tą i z powrotem po już od dawna robiącej się warstwie śniegu. Padało zawzięcie, robiąc grubą warstwę, i mocząc mi futro.
- Gabi, po co my tu stoimy... - zaczęłam narzekać
- Mówiłem żebyś do mnie tak nie mówiła! To brzmi jakbym był jakąś wredną suką albo przesłodzoną landryną!- powiedział
- Słodki jesteś jak się gniewasz - mruknęłam siadając i patrząc znacząco na brata
- Przepraszam - mruknął również siadając.
- No to jak z tym marnowaniem czasu?
- O tej porze najczęściej pokazują się te takie dziwne duszki!
- Duszki?
- No tak. Wiesz.... takie z czarnej mgły - mimowolnie pobladłam, chociaż przez futro nie było tego widać
- Zaraz... chodzi ci o te które przyjmują dowolny kształt?
- No tak - powiedział jakby było to oczywiste. Ugryzłam go w ogon, na co ten szybko odskoczył - Za co?! ;-;
- Co rodzice o nich mówili?
- Nie słuchałem - przyznał się patrząc na śnieg - Ale podobno spełniają życzenia! - i tu się rozjaśnił
- O, a to akurat zapamiętałeś
- No... tak jakoś wyszło
- Wracamy - odparłam szybko, ciągnąc Gabiego za ten sam ugryziony ogon. ten mocno zamachnął się skrzydłami, ale pomimo śliskiego śniegu utrzymałam równowagę.
- NUEE! - Krzyknęłam nie wyraźnie mocniej chwytając jego ogon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz