Black Parade

piątek, 25 stycznia 2019

Od Ametyst "Ocean" cz.1

Nie narzekałam ostatnio na przeciążenie obowiązkami. Właściwie to nadmiar wolnego czasu sprawił, że zaczęłam się nieco nudzić. Ponieważ trochę suszyłam Enderowi głowę, ten uznał, że być może powinnam poszukać sobie jakiegoś hobby. Właściwie nie był to zły pomysł. Tak więc korzystając z nieobecności basiora, postanowiłam sobie poszperać w pudle z jakimiś jego gratami. Nie powiedział w końcu, że moim hobby nie może być grzebanie w cudzej prywatności. Przerzucając jakieś kolejne bezużyteczne rzeczy, natrafiłam na jakąś kartkę. "Najlepsze pozdrowienia [bla bla] Żałuj, że nie możesz tego zobaczyć [bla bla] Mama nadzieję, że kiedyś będziemy mogli zobaczyć ten widok wspólnie [bla bla] Logan". Nie miałam pojęcia, kim był nadawca. Jakiś przyjaciel? Może rodzina? To i tak nie było dla mnie istotne. Chciałam już wrzucić kartkę z powrotem do pudła, gdy moją uwagę przykuł widok na jej odwrocie. Rozciągająca się dalej niż sięga wzrok połać wody. Nasycone błękitem niebo, kontrastujące z niebiesko szmaragdową wodą. Przypominające perły rozbłyski promieni słońca na wodzie. Na chwilę zaniemówiłam, nigdy wcześniej w swoim życiu nie widziałam czegoś takiego. Zachłysnęłam się powietrzem, wiedziałam już, że cokolwiek to było, musiałam zobaczyć to na własne oczy. Zostawiłam więc resztę rzeczy i szybko pobiegłam się pakować. Wzięłam jedynie to, co najbardziej potrzebne. Nie wiadomo jak daleka będzie podróż ani co może wydarzyć się po drodze. Trochę prowiantu, jakaś lina, nóż, zapałki i kilka innych drobnych przedmiotów, które mogą okazać się użyteczne. W jaskini Endera zostawiłam krótką notkę informującą o tym, że wyruszam w poszukiwaniu niekończącej się wody i nie wiem, kiedy wrócę. Nie zwlekając już dłużej, postanowiłam ruszyć, choć nie miałam bladego pojęcia dokąd.
~Kilka tygodni później~
Szłam sobie jakąś wydeptaną przez jelenie ścieżką, nucąc przy tym zasłyszaną dawno temu piosenkę. Nie wiedziałam nawet, co to jest, ale jakoś pomagała mi w marszu. Droga nie była zbyt ciekawa, więc musiałam zająć sobie czymś umysł. Spojrzałam na niebo, właściwie to powoli zaczynało się robić naprawdę ciemno. Najwyższa pora, aby poszukać sobie jakiegoś miejsca do spania. Ziewnęłam, jakoś myśl o przytulnym miejscu do spania sprawiła, że poczułam się jeszcze bardziej śpiąca. Wyczerpanie sprawiło, że zrobiłam się trochę mniej czujna, a to z kolei doprowadziło do mojego nieoczekiwanego wpadnięcia w pułapkę.
- Co do jasnej!? - Warknęłam, próbując wydostać się z sieci.
Wiercąc się, mój wzrok w końcu wylądował na oddalonej ode mnie o kilka metrów ziemi. Z mojego pyska wydobył się niekontrolowany pisk. Nie czułam się bezpiecznie, gdy moje łapy nie dotykały ziemi. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a ja nerwowo zaczęłam szukać sposobu na wydostanie się z tej pułapki. Powstrzymywanie łez było coraz to trudniejsze. Nagle jednak usłyszałam jakieś skrzypnięcie, a chwile potem twarde uderzenie o ziemię. Wciąż nieco spanikowana nie potrafiłam pozbierać myśli, a co dopiero ruszyć się z miejsca.
- Wszystko gra? - Usłyszałam ciepły, spokojny głos.
Z pewnością należał do wadery. Gdy w końcu udało mi się nieco uspokoić oddech, uniosłam wzrok i spojrzałam na swoją wybawczynię.
- Kim jesteś? - Zapytałam, wciąż nieco drżącym głosem.
- Mam na imię Matori, ale przyjaciele mówią mi Maat.

CDN (kiedyś XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz