Tak więc ruszyliśmy... Mimo to droga nie była zbyt przyjemna dla nas. Rachel jak ostatnio szła przodem, ja natomiast zagadywałem Nevrę, która... cały czas nadawała. Nie chciałem żeby przeszkadzała becie, która najwyraźniej miała jej dosyć.
- Soul... Ja już nie mogę dalej iść. Bolą mnie nogiii! - zajęczała.
- Em... Nie możemy się zatrzymać... Jeszcze dzisiaj musimy dojść do tego drzewa, inaczej cała nasza podróż się opóźni i wrócimy do watahy za jakiś tydzień... Tak to bylibyśmy w cztery dni. - spokojnie jej wytłumaczyłem.
- To co ja mam zrobić? Naprawdę mnie boli!
- Nie mam pojęcia.
- Too... Może... - zająknęła się. - Mógłbyś mnie ponieść? - zaproponowała nieśmiało. - Albo chociaż żebym mogła się o ciebie oprzeć... Ty jesteś taki silny i w ogóle... powinieneś dać sobie z tym radę. - Gdyby była człowiekiem, zapewne by się zarumieniła.
Ah, ile ona ma osobowości? Wiecznie roześmiana i rozgadana wadera, a z drugiej strony wstydliwa i... słodka? No może troszeczkę...
Odgoniłem od siebie te myśli... To było dziwne...
I właśnie w tym momencie Rachel spojrzała się w naszą stronę, a dokładniej swój wzrok skupiła na Nevrze. Gdyby mogła zabijać spojrzeniem, to różowa wadera już dawno leżałaby martwa.
Zapewne zaczynało denerwować ją narzekanie samicy, więc czym prędzej przystałem na propozycję wilczycy, nie chcąc aby Rach, słuchała tych narzekań.
Cóż, przyznam bez bicia, że momentami wadera była irytująca... No ale z drugiej strony to każdy ma jakieś wady prawda? Ja też idealny nie jestem, więc pozostało mi tylko zaakceptować to jedno niedociągnięcie.
Co prawda nie niosłem jej, a pozwoliłem tylko oprzeć się o mój bok. Wyglądało to dość dziwnie, a sami szliśmy dość pokracznie i wolno, no ale... co ja mogłem poradzić?
Tak naprawdę pozostało mi tylko brnąć dalej przed siebie.
***
Było już trochę po północy. Wszyscy byliśmy zmęczeni, lecz zdecydowaliśmy się na dalszą podróż, by szybciej wrócić na tereny watahy. Praktycznie wlokłem za sobą Nevrę, która rzeczywiście nie dawała rady. Rachel natomiast zrównała z nami krok i teraz szliśmy wszyscy obok siebie.
Wokół nas roztaczała się rozległa łąka. Byliśmy łatwym celem dla przeciwników...
I nagle, jakby na zawołanie, drogę zagrodziło nam sześć innych wilków.
Po prostu świetnie.
Wyszczerzyły kły chcąc nas odstraszyć i zaczęły wydawać z siebie gardłowe odgłosy.
- Czego tu chcecie?!
- Wynocha z terenów naszej watahy!
Zaczęły nas okrążać. Nevra nagle się ożywiła i bardziej wtuliła się do mojego boku. Ja natomiast rzuciłem się do najbliższego wilka, więc wadera straciła równowagę i się przewróciła.
Również Rachel zaczęła atakować. Tylko różowa samica stała po środku pola walki, po czym najprościej w świecie uciekła przed siebie zostawiając nas samych. Tamte wilki natomiast zdawały się nie zwracać na nią uwagi, a skupili się tylko i wyłącznie na nas.
No to świetnie...
Rachel? Mi też wena powraca :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz