Wszystko jakby wracało, kolor, światło, dźwięk, wyrazistość.. Z początku nieco zamglone, ostatecznie jednak to ustąpiło, dając miejsce pełnemu blasku słońcu, cieniom drzew, przyjemnemu chłodowi. Podniosłam się jednym zwinnym ruchem, chociaż wiem, że to niezbyt mądre po omdleniu. Chciałam się jednak upewnić, że czuję swoje ciało i to ja jestem jego właścicielem. Pytanie Frey doszczętnie przywróciły mnie do rzeczywistości i upewniło, że nic nade mną kontroli nie ma.
- Pewnie. - Odparłam krótko, nie zastanawiając się nad odpowiedzią nawet przez chwilę. Trochę mną jeszcze nosiło, a na łapach nie czułam się tak pewnie, jak przed wypowiedzią, ale mimo wszystko czułam, że mogłoby być zdecydowanie gorzej. Mój pozorny spokój zakłóciła gałąź. Tak, gałąź. Kawałek ów przedmiotu znajdywał się tuż nad łbem mojej towarzyszki. Mój odruch był szybki, zadziałał instynkt, schylając się w ułamku sekundy, uniknęłam ciosu. Kawałek drewna nabrał takiej siły i szybkości przez ten krótki dystans, że przy zetknięciu z napotkaną przeszkodą, którą było drzewo, rozpadł się wraz z hukiem. Wzrok wadery był wystraszony, a ja wiedziałam, że to dopiero początek. Na mój pysk wpełz grymas niezadowolenia.
- Niełatwo jest mieć swoje zdanie w tym popieprzonym świecie. - Wymamrotałam bardziej do siebie, prawdopodobnie Freya nawet tego nie usłyszała. Zdawałam sobie sprawę z tego, że niewiele młodsza ode mnie towarzyszka, z przymrużeniem oka potraktowała mój monolog. Nie będę bawić się w nawracanie, jeżeli to nie starczyło, to nie widzę sensu dalszej rozmowy na ten, a nie inny temat. Inteligentny wilk prędzej czy później zacznie wyznawać jakąś religię, bo nie oszukujmy się, logiczniejsze jest wierzyć w coś niż w nic. Przez moje myśli dobijał się głos, byłam jednak tak pochłonięta rozmyślaniem, że go nie dostrzegłam.
- Blame! - Krzyknęła Freya z przerażeniem przedzierając się przez moje myśli. Rozejrzałam się nerwowo, wracając do rzeczywistości. Biała wadera stała na żarzącym się gruncie. Ja zresztą też, nie mogłam jednak tego poczuć i co za tym idzie dostrzec w odpowiednim momencie, ponieważ moja odporność na ogień skutecznie mi to utrudniała. Chciałam się oderwać od podłoża i wiać, niestety było już za późno. Zaklnęłam pod nosem, musiałam się szybko skupić. Ze zirytowaniem powtarzałam łacińską formułkę, której nauczyła mnie matka. Przydawała się, zawsze się przydawała. Ale tym razem, czułam, że szykuje się coś gorszego. Jeżeli On, zawołał nas do siebie, chce mnie ukarać albo w jego mniemaniu nawrócić, to muszę szybko coś wymyślić. W tym świecie to ja mam przewagę, ale tam... Tam rządzi tylko obłuda i niesprawiedliwość. Westchnęłam głośno, niech nas przywitają jako swoich, przeboleję ten jeden, przeklęty raz. Przymróżyłam oczy, szybko jednak otworzyłam je i poczęłam mówić ten ostatni, jedyny raz, językiem, który był we mnie wpisany od dzieciństwa. Językiem demonów. Mój pysk robił niespotykane formacje, unosząc w powietrzu dziwne słowa. Podłoże, które przedtem tylko się żażyło, teraz zaczęło świecić, moje oczy ciepłym ognistym światłem oświetlały najbliższe otoczenie. Wiatr zerwał się jakby od spodu, Freya coś do mnie wykrzykiwała, ja jednak nie mogłam jej odpowiedzieć. Powiem więcej, nie mogłam jej nawet zrozumieć. Oddając się temu językowi, wilk wpada w swego rodzaju trans. Pręgi na ciele również zaczęły świecić, a wiatr idący z ziemi wiał jeszcze mocniej, zapewne wyrzuciłby mnie i towarzyszkę na dużą wysokość, gdyby nie dziwnie trzymająca nas siła. Wszelkie prawa nauki dawały na tym polu dupy, bowiem nic nie może się równać z tym, co siedzi w podziemiach. Słów robiło się coraz mniej, już nie gnałam z wypowiadaniem formułki, coraz bardziej się wahałam. Wiedziałam, że jak ją dokończę, to porwą nas do podziemi, wiedziałam również jednak, że jeżeli tego nie dokończę to i tak to zrobią. Sens w tym, że przy odpowiednim przywitaniu oraz pewnego rodzaju oddania czci, mój i przede wszystkim Frey los będzie lepszy. Nie chcę pakować wadery w kłopoty, chociaż obawiam się, że już za późno. Nie boję się tego, co mnie tam spotka, bardziej boję się tego, że wywalą mnie z watahy. A jeżeli wadera zdecyduje się po tym wszystkim pobiec do alfy ze skargą, to wcale się nie zdziwię. Teraz tylko liczy się przetrwanie i dokończenie tego, co zaczęłam.
<Freya? No i się zaczęło dziać XD>