Black Parade

sobota, 26 maja 2018

Od Achillesa do Shu

- O, super, to mogę spać z wami? – nawet nie czekając na odpowiedź, poderwałem się z miejsca i już zrobiłem kilka kroków w stronę basiorów. Sugestywne spojrzenie Shu i ciche warknięcie jednak szybko zawróciło mnie na moje miejsce pod ścianą. – Nie musisz być AŻ taki dobitny, załapełm.
Zwinąłem się z powrotem w kulkę i jeszcze zanim odpłynąłem zdążyłem zarejestrować, że Shu i Alaris coś do siebie czule szeptają. Ah, te gołąbeczki.

Sen miałem raczej niespokojny. O ile w ogóle mógłbym nazwać to snem w jakikolwiek sposób. Ino tylko przysnąłem to zaraz znowu po paru minutach się budziłem. Coś nie dawało mi spać. Może to fakt, że jestem w nowym miejscu, może natłok wrażeń z całego dnia, a może fakt, że na dobrą sprawę nigdy nie miałem okazji normalnie spać. Pozostawała też kwestia pary błyszczących w ciemnościach ślepi, które nieufnie spoglądały na mnie cały czas. A przynajmniej były we mnie wlepione za każdym razem jak patrzyłem. Dla Shu to chyba też była ciężka noc, ale na Boga, on nie wie jak to niekomfortowe wiedzieć, że ktoś się na ciebie jopi przez prawie 6 godzin?
Ostatecznie przysnąłem na może jakąś godzinę (na szczęście czarny basior też musi czasem odpocząć), a rano czułem jakbym miał piach w oczach. Ta, kij nie rano, słońce jeszcze nawet nie wzeszło. Ale wiedziałem, że już nie zasnę.
Wstałem i przeciągnąłem się, ziewnąwszy leniwie. Shu i Alaris spali w dość ciekawej pozycji, w której to Ally wygodnie wylegiwał się na plecach swojego partnera, samemu leżąc brzuchem do góry. Wydreptałem po cichu z jaskini, mając nadzieję, że ich nie obudziłem. Czas se coś upolować, nie? Mimo dobroci moich, khem, rodziców, nadal muszę być samodzielną jednostką.
Pokłusowałem gdzieś w las, czując jak poranny mrozek szczypie mnie w nos, a rosa moczy łapy. Minąłem po drodze jakąś fioletową waderę, która chyba miała płetwę i ogon rekina. Widzę, że nie jestem tu jedynym rannym ptaszkiem.
Rozpocząłem więc moje poszukiwanie czegoś na śniadanie. Wszelkie jelenie, łosie, renifery, karibu i co tam jeszcze odpada, w pojedynkę mam raczej marne szanse. Sarny i daniele? Może, o ile jakieś znajdę. Takie bieganie tu i tam, węsząc i nasłuchując zajęło mi wystarczająco dużo czasu, żeby słonce zaczęło już powolnie wyłaniać się zza horyzontu. Kłujący chłodek powoli ustępował przyjemnemu ciepłu.
Nagle natrafiłem (wreszcie!) na jakiś trop, który to doprowadził mnie do sporych rozmiarów zająca. Młody i pewnie szybki, ale wciąż to łatwiejsza zdobycz niż jakieś parzystokopytne bydle, za którym musiałbym latać z 10 kilometrów i prawdopodobnie się zgubić. Zwierzę zajęte poranną toaletą i podskubywaniem zielonej trawki nawet nie zauważyło, że jestem ledwo kilka metrów za nim. Zniżyłem ciało, prawie kładąc się na ziemi i bacznie obserwując zająca, powoli zmniejszałem odległość między nami. Udało mi się pozostać niezauważonym i nieusłyszanym do momentu, w którym dzielił nas tak mały dystans, że bez problemu jednym susem bym go dopadł. Już przygotowywałem się do skoku i-
- Co robisz?
Podskoczyłem, tylko że nie w przód, a w górę, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane „AAAASJDAF”, a moje śniadanie właśnie odkicało ukryć się w swojej bezpiecznej norze. Usłyszałem za sobą ciche parsknięcie.
- Gdybym był wrogo nastawiony, już byś nie żył. – stojący za mną Shu wyglądał na zadowolonego z siebie, że udało mu się mnie zaskoczyć.
- Przyjacielsko to ty chyba też nastawiony nie jesteś – burknąłem, nie próbując ukrywać złości za wystraszenie mi zająca. – I dla twojej wiadomości, polowałem. – wyprostowałem się dumnie przed wilkiem, próbując zatuszować tym mój poprzedni popis zwracania uwagi na rzeczy, dziejące się dookoła mnie i ogólnie bycia ogarniętym.
- Polowałeś? Z taką techniką? Ty w ogóle umiesz polować? – spytał sceptycznie basior, uniósł sceptycznie brwi, sceptycznie się uśmiechając i obszedł mnie dookoła. Czułem ten jego oceniający wzrok na sobie.
- Nie, dwa lata jechałem na samych bakłażanach. – wetchnąłem męczenniczo. Naprawdę wyglądam na kogoś, kto nie umie się wyżywić? – Podpatrzyłem taki sposób polowania od lisów. Nie rzucam się raczej na duże zwierzęta, więc musze zachodzić zające i króliki od tylca. I teraz, dziękuję bardzo, będę musiał szukać kolejnego. – Właśnie tak, Achilles, pokaż mu, że też umiesz się odgryźć! Jesteś silną i niezależną kobietą!
Odszedłem na parę kroków i wróciłem do węszenia po ziemi, mając nadzieję, że może wpadnę na jakiś nowy trop. Shu wesoło podążył za mną.
- Gdzie twój głupawy uśmieszek i dobry humor z wczoraj? – on wyraźnie dobrze się bawił.
Odpowiedzenie „w twojej starej” byłoby raczej nie na miejscu, więc zachowam to dla siebie.
- Jestem głodny i niewyspany. Mógłbyś mi pomóc zamiast utrudniać, wiesz?
Desperacja level master + zainsynuowałem, że to ON będzie pomagał MI, ale deltę wyraźnie zainteresował ten pomysł.
- Chcesz, żebym polował z tobą?
Nie, z Magdą Gessler.
- No wiesz, jak ojciec z synem. – głupawy uśmieszek i dobry humor z wczoraj powoli wracały. Powoli. – No, chyba, że się boisz, że nie dotrzymasz mi kroku albo że cię zamorduję z zimna krwią. – powiedziałem wyzywającym tonem i machnąłem basiorowi ogonem tuż pod nosem.
[Shuuuuś?~]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz