- O.... co chodzi?
- Potrzebuję transportu do.... Grecji. - Lilia popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Do GRECJI!?
- Pffffffffffffffff..... tak.
- Przecież masz skrzydła.
- Wolę... nie narażać swojego... życia. - mruknęłam. Zawsze podczas lotu może mnie coś trafić.
- Narażać życia?
- Tan.... dobra. Nie ważne. Załatwisz mi transport?
- Jasne.... to może trochę potrwać.
***
Ile trzeba było czekać? 2 godziny. Lilia załatwiła mi portal. Popatrzyłam na niego nie pewnie
- Na pewno prosto do Grecji?
- Tak. Wylądujesz w takim małym lesie....
- Dobra, dzięki. - Mruknęłam i zanim Lilia zdołała coś powiedzieć skoczyłam w portal. Przez chwilę czułam stan nieważkości a potem... miałam twarde lądowanie. Wyskoczyłam na betonową ścieżkę wiodącą przez las.
- Au... - jęknęłam i wstałam chwiejnie po czym obejrzałam okolicę. Będę musiała się poruszać po cieniach. Tu jest zbyt dużo ludzi. Zaczęłam iść powoli w stronę południową. Dobrze znam tereny nowej, i starej Grecji. Na północy była świątynia przechodzili obok. Po chwili dotarłam na skraj lasu ciągle będąc w cieniu. Za dużo ludzi. ,, Dobra. Przyjdę w nocy. Chociaż... mogłabym wywołać pożar, ludzi by zaczęli uciekać ale to było zbyt ryzykowne, a w szczególności dlatego, że nieopodal widziałam kłusowników.
- Na pewno prosto do Grecji?
- Tak. Wylądujesz w takim małym lesie....
- Dobra, dzięki. - Mruknęłam i zanim Lilia zdołała coś powiedzieć skoczyłam w portal. Przez chwilę czułam stan nieważkości a potem... miałam twarde lądowanie. Wyskoczyłam na betonową ścieżkę wiodącą przez las.
- Au... - jęknęłam i wstałam chwiejnie po czym obejrzałam okolicę. Będę musiała się poruszać po cieniach. Tu jest zbyt dużo ludzi. Zaczęłam iść powoli w stronę południową. Dobrze znam tereny nowej, i starej Grecji. Na północy była świątynia przechodzili obok. Po chwili dotarłam na skraj lasu ciągle będąc w cieniu. Za dużo ludzi. ,, Dobra. Przyjdę w nocy. Chociaż... mogłabym wywołać pożar, ludzi by zaczęli uciekać ale to było zbyt ryzykowne, a w szczególności dlatego, że nieopodal widziałam kłusowników.
***
Wracałam polną ścieżką. Była cisza. Nie wiem dokładnie która godzina ale jakoś tak koło 17.00. Nagle poczułam ostry ból głowy. Pociemniało mi przed oczami. Szybko usiadłam i przetarłam oczy. Przede mną znowu pojawił się duch.. posłaniec śmierci
- Czego znowu?! - zapytałam już wnerwiona. Byłam ciekawa czy da sie podpalić w ducha. Pewnie nie, ale zawsze można spróbować.
- Nie denerwuj się.
- Mam się NIE DENERWOWAĆ!? Tanatos chyba chce doprowdzić mnie do śmierci - po chwili zdałam sobie sprawę jak to musiało komicznie brzmieć. Przecież Tanatos to Śmierć.
- Eeeeeeeee...... inne zrozumienie. - duch jakby się uśmiechnął
- Śmierć ma dla Ciebie zadanie.
- Jakie? Mam skoczyć z dachu by zrobić za niego brudną robotę?
- Nie. Pewna osoba.... powinna dawno nie żyć. Ma około 169 lat
- Wykiwała śmierć? Szacun
- To nie jest śmieszne, ani fajne. To półbóg ludzki. Ma na imię Diodor. Jest synem Hefajstosa.
- JESZCZE LEPIEJ! I co? Mam go uśmiercić?
- tak. Musisz zabrać mu pierścień.
- A co? Skradł go ze sklepu jubilerskiego?
- Nie pojmujesz powagi sytuacji
- Owszem. Po co mam uśmiercać kogoś kto wykiwał śmierć, ukradł pierścionek i jest tak stary jak żarcie w niektórych stołówkach?
- Ten pierścień skradł śmierci. Od tego czasu jest nieśmiertelny.
- Aha. Mogę przyjąć zadanie.... ale co z tego będę miała? - Duch wykrzywił się jakby w grymasie
- Tanatos pozwoli Ci żyć. - Po tych słowach cię rozpłynął pozostawiając tylko karteczkę z adresem
Kartka z dresem do nieba...
OdpowiedzUsuńKartka? O co chodzi?
OdpowiedzUsuń